+1
Pigout 4 sierpnia 2016 14:46
Jakieś 3 albo 4 lata temu poje­cha­łem ze zna­jo­mymi na dwa tygo­dnie do Chor­wa­cji. Połowę pobytu spę­dzi­li­śmy na wyspie Brać, gdzie pla­żo­wa­li­śmy na mega popu­lar­nym i foto­ge­nicz­nym cyplu, zwa­nym “Zło­tym rogiem”. Miej­scówka super, nie mam pytań.W kolej­nym tygo­dniu prze­nie­śli­śmy się w oko­lice Dubrow­nika. Plan był pro­sty, tro­chę zwie­dza­nia, tro­chę pla­żo­wa­nia. O ile Dubrow­nik fak­tycz­nie nas zachwy­cił, to druga część planu posy­pała się niczym domek z kart. Oka­zało się, że plaża w naszej miej­sco­wo­ści total­nie nie ma startu do “Zło­tego rogu”. Tam mie­li­śmy pocz­tów­kowe widoki, a teraz wra­że­nie jak­by­śmy zamiast nad Adria­tyk tra­fili nad Zalew Zegrzyń­ski. Plaża zawa­lona ludźmi, w dodatku ludźmi odzia­nymi w bie­li­znę prze­my­słową (slipy Atlan­tic), więc oczy krwa­wiły. Woda była mętna i sza­ro­bura, a dookoła chasz­cze i knieje, takie kli­maty. Począt­kowo głu­pio nam było przy­znać przed sobą, że plaża ssie, więc każdy robił dobrą minę do złej gry i jakoś wytrwa­li­śmy na niej cały dzień. Dopiero przy wie­czor­nym piw­ko­wa­niu roz­wią­zały się języki. Ktoś nie wytrzy­mał pre­sji i zamiast powie­dzieć: “hej możesz mi podać sól, pro­szę”, zapo­dał: “Ja pier­dolę, ale ta plaża była paskudna. W życiu nie widzia­łem więk­szej żybury”. Każdy przy­jął to wyzna­nie z ulgą i zro­zu­mie­niem, dorzu­ca­jąc od sie­bie jesz­cze kilka obelg. Zapa­dła decy­zja, że szu­kamy zamien­nika. Po kil­ku­go­dzi­nym sur­fo­wa­niu w necie, tra­fi­li­śmy na fotki plaży w naszym guście, ale poja­wił się pro­blem - nie było poda­nych dokład­nych współ­rzęd­nych. Wie­dzie­li­śmy tylko, że nazywa się Pasjača i jest ukryta, gdzieś w oko­licy miej­sco­wo­ści Popo­vici, czyli 25 km od naszego pen­sjo­natu. Stwier­dzi­li­śmy, że jedziemy na przy­pał i pomar­twimy się póź­niej, wszak nawet błą­dze­nie wyda­wało się lep­szym pomy­słem na spę­dze­nie dnia niż powrót na miej­scowe kle­pi­sko.
Po kilku objaz­dach Popo­vici wzdłuż i wszerz, w końcu zna­leź­li­śmy. Czy było warto, zapy­ta­cie? Jak cho­lera! Mimo iż plaża jest kamie­ni­sta i nie wygląda kla­sycz­nie, dla mnie i tak jest jedną z lep­szych, jakie w życiu widzia­łem, a tro­chę ich mam na kon­cie #skrom­ność. Na jej zaje­bi­stość wpływa fakt, że jest total­nie zamknięta. Z jed­nej strony wia­domo, oto­czona przez morze, z dru­giej przez kil­ku­dzie­się­cio­me­trowe klify. Jeśli ktoś, podob­nie jak ja ma fetysz wody i skał, zde­cy­do­wa­nie poko­cha to miej­sce. Wej­ście na plaże zaczy­namy z pozy­cji szczytu klifu, więc już na dzień dobry dosta­jemy super widoki. Stąd należy zejść kamien­nymi scho­dami wzdłuż urwi­ska, prze­cho­dząc po dro­dze przez wykuty w skale tunel, czyli coś nie­ty­po­wego. Po poko­na­niu kil­ku­set scho­dów docie­ramy do plaży, która czę­ściowo mie­ści się w wyżło­bio­nej przez wodę skal­niej pie­cza­rze, co daje +20 do kli­matu. Dodat­kowe zalety to brak tłu­mów i cie­pła, kry­sta­licz­nie czy­sta woda. Ide­alne warunki do snur­ko­wa­nia. Nie wiem, jak jest teraz, ale za “naszych cza­sów” mie­wa­li­śmy dni, pod­czas któ­rych na plaży nie było nikogo poza nami. W szczy­cie scho­dziło jesz­cze do 6 osób i pod­pły­wały ze 2 łódeczki, czyli nadal super kame­ral­nie. Jeśli cho­dzi o kamie­nie, nie sta­no­wiły one dla nas żad­nego pro­blemu. Do Chor­wa­cji zabra­li­śmy ze sobą mate­race, co zała­twiało sprawę. Kolejną rze­czą nie do prze­ce­nie­nia są wysta­jące z wody skały, które można trak­to­wać jako natu­ralne tram­po­liny do sko­ków na bombę. Był fun!
Pod wzglę­dem wizu­al­nym, Pasjača jest naj­faj­niej­szą plażą, jaką mia­łem oka­zję zali­czyć w Euro­pie i TOP5 w ogóle. Ide­alne miej­sce na uci­na­nie sobie słod­kich kimek pod­czas dry­fo­wa­nia na mate­racu, po czym otwie­rasz oczy i widzisz ogromne klify. Takie widoki to ja rozu­miem, 10/10. Jeśli będzie­cie w oko­licy Dubrow­nika, zde­cy­do­wa­nie warto zaha­czyć o Popo­vici i ją odna­leźć. Pamię­taj­cie tylko, żeby zabrać ze sobą survi­va­lowy pakie­cik w postaci piwa, kaba­no­sów i jajek na twardo, bo w pro­mie­niu 15 kilo­me­trów nie znaj­dzie­cie żad­nego sklepu

Namiary:

Kilo­metr za tablicą z nazwą Popo­vici skrę­camy w prawo w wąską drogę i jedziemy przed sie­bie tak długo, aż na hory­zon­cie pojawi się kolejny skręt w prawo. Skrę­camy. Mijamy kilka dom­ków, po czym zaczyna się droga leśna. Pierw­sza myśl, która prze­cho­dzi przez głowę to: “O Fuck chyba zabłą­dzi­łem. Nie­moż­liwe, żeby taka trasa gdzieś pro­wa­dziła”. Nie zawra­caj­cie, wszystko jest ok. Jedzie­cie dalej, po pra­wej stro­nie mija­cie jesz­cze boisko do hara­ta­nia w gałę, aż w końcu dojeż­dza­cie do końca trasy. W tym miej­scu porzu­ca­cie samo­chód i dalej musi­cie iść już z buta. Po jakiś 100 metrach doj­dzie­cie do tarasu skal­nego, z wido­kiem na morze. W tym miej­scu zoba­czy­cie schody pro­wa­dzące do plaży. Czeka was jakieś 15 minut spa­ceru, ale nagroda będzie słodka.

Więcej do przeczytania na www.pigout.pl

Dodaj Komentarz

Komentarze (2)

tomlinka 12 sierpnia 2016 08:08 Odpowiedz
Ekstra relacja. Jakbym słuchał najlepszego kumpla przy kufelku dobrego piwa.
pigout 18 września 2016 22:53 Odpowiedz
tomlinkaEkstra relacja. Jakbym słuchał najlepszego kumpla przy kufelku dobrego piwa.
wielkie dzięki. to zapraszamy na www.pigout.pl tam więcej postów, nie tylko w tematyce podróżniczej :)